W przygotowanym przez Muzeum Pamięci Mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej multimedialnym, rocznicowym materiale o ostatnich godzinach okupacji i wejściu Armii Czerwonej opowiadają mieszkańcy: Chełmka, Kęt, Brzeszcz, Głębowic, Grodziska, Poręby Wielkiej, Przeciszowa, Osieka, Dworów, Starych Stawów, Oświęcimia i Polanki Wielkiej.

Temat organizacji pomocy lekarskiej dla więźniów, którzy ocaleli, bo nie byli w stanie iść w marszach śmierci i zostali w obozie, przybliża Teresa Wontor-Cichy, historyk z Centrum Badań Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau.

We wspomnieniach sprzed lat powtarzają się obrazy mroźnej zimy z dużą ilością śniegu. Radość mieszała się wówczas z niepewnością o przyszłość. Łatwo można było zginąć od przypadkowej kuli – niemieckiej lub radzieckiej.

"Rosjanie jak przyszli, to też weszli do nas, do domu. I powiedzieli, że tu będą mieszkać. I musieliśmy kuchnię zwolnić. Do kuchni telefony pozakładali i mieszkali. Mama trochę umiała po rosyjsku, bo na wschodzie mieszkała, nie, to tam z nimi, to im szyła. I chodziła do kuchni gotować, tej rosyjskiej, tam z sąsiadką taką. No i szyła im te ubrania, rajtki takie na konie, bo miała męski krój, bo we Lwowie kończyła szkołę krawiecką, no to wszystko umiała uszyć."

Przyjechały trzy niemieckie czołgi

Wieloletni redaktor „Echa Chełmka” Rudolf Iwanek tak w 1967 roku opisywał na łamach tej gazety czas końca wojny w Chełmku.

Aż przyszedł ów niezapomniany dzień. Dzień 25 stycznia 1945 roku. Całą poprzedzającą go noc grzmiały armaty coraz głośniej i straszniej. Wplata się w tę kanonadę szczekot karabinów maszynowych. Wszyscy już wiedzą, że wyzwolenie się zbliża. Mało kto spał tej nocy, ostatniej w niewoli. Wszystkich dręczy niepewność jak się zachowają uciekający Niemcy – pisał.

Relacjonował, że po południu od strony Libiąża przyjechały trzy ciężkie czołgi niemieckie. Zajęły pozycje obronne z lufami skierowanymi na wschód. Żołnierze niemieccy utworzyli też stanowisko karabinu maszynowego.  Wieczorem nie było już ani czołgów ani żołnierzy. Na koniec Niemcy wysadzili most na Przemszy.

Halina Skrzypczyk ze Starych Stawów w styczniu 1945 roku miała 6 lat. Jak opowiada, gdy do miejscowości weszli Rosjanie, niewiele brakowało, a rozstrzelaliby jej dwóch braci – Ludwika i Adama. Wzięli ich za Niemców. Przyczyną był portret Hitlera, który został na ścianie w domu, w którym wcześniej mieszkali volksdeutsche.

"W styczniu 1945 r. miała miejsce ewakuacja obozu Auschwitz-Birkenau. Ci więźniowie, którzy nie mogli pójść, zostali w szpitalu, w barakach. Przyjaciel mojego ojca - lekarz z Warszawy, którego poznał w obozie, miał gangrenę, nie mógł chodzić. Zabrali go jacyś ludzie z Osieka, przyjechali do obozu po swoich bliskich. Zabrali go. Prosił, żeby się skontaktowali z ojcem. Kontakt był przez listonosza Zawiszę, który pozdrowił tatę od Rudolfa Diema. Matka, wraz z bratem ojca – Władysławem, wyruszyła pieszo z moimi dziecięcymi sankami po doktora. Tak go przetransportowali. Droga była bardzo ciężka i długa. Pan Rudolf był u nas w domu pół roku. Ojciec organizował lekarstwa. Potem przyjechała po niego żona. Z tatą utrzymywali kontakt przez cały czas. Rudolf Diem był naczelnym lekarzem kolejowym w Warszawie. W 1945 roku przyszli do naszego domu Anglicy, było ich 10. Przyszli na nogach z obozu, jeszcze przed nadejściem Rosjan. Przyprowadziła ich policja niemiecka, szukali miejsca, aby ich zakwaterować. Moja rodzina ich przyjęła. Tata zwoził od sąsiadów koce, sienniki. Mama gotowała. Byli u nas 3, 4 dni. Spali w kaflarni, tam było ciepło. Dawali nam czekoladę, pamiętam. Czekali na pociąg. Po wojnie dostaliśmy od nich pozdrowienia. Rodzice spalili list, bali się Służby Bezpieczeństwa. Ojciec wraz z wejściem Rosjan w 1945 r. został aresztowany przez NKWD i przebywał miesiąc w areszcie w Bielsku. Aresztowali też mamę i panią Dąbrowicką za kolaborację z Niemcami (mama wyciągnęła z obozu trzy osoby – to było podejrzane). NKWD aresztowało bardzo dużo osób. Panią Dąbrowicką wysłali na 5 lat do kołchozu w Gruzji. Mama wyszła po trzech miesiącach. Nie było miejsca w pociągach. Przekazali ją polskim władzom. Jej siostry chodziły na nogach z Kęt do Bielska i przynosiły jej jedzenie. Przekupywały strażników. Za zegarek można było przekazać jedzenie."

Więźniowie szli powolutku

Marsz Śmierci
Fot. Zbiory Muzeum Pamięci Mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej/Archiwum Danuty Mrozek

W niemieckim obozie Auschwitz-Birkenau oswobodzenia  doczekało tylko około 7 tysięcy osób – mężczyzn, kobiet i dzieci. Ponad 50 tysięcy więźniów Niemcy wyprowadzili z KL Auschwitz i podobozów w kolumnach ewakuacyjnych  kilka dni wcześniej w głąb III Rzeszy.

Janina Stawowy z Brzeszcz była świadkiem jednego z marszów śmierci.

Pamiętam jak wyprowadzali Niemcy obóz. Tych, co już nie chodzili, to nie brali. Akurat byłam w Brzeszczach, w parku, jak więźniowie szli tą drogą koło kopalni. Szli w tych drewniaczkach, z tymi bosymi nogami, w tych pasiakach, zimno. Styczeń, zimno. Zmarznięte to, jeden drugiego podtrzymywał, jak miał siłę, opóźniali się. A esmani co, no nie wiem, co ileś tam metrów jeden za drugim. A szli ci ludzie powolutku, pomalutku, deptali tymi, stukali tymi drewniakami – opowiada. – Przy drodze, no to wiadomo: co kawałek leżał zabity. No i w Brzeszczach na cmentarzu jest grób tych zabitych, co tu padli.

Tak wszystko pamiętam. Wszyscy siedzieli u nas. Był domek drewniany, nie? U nas piwnice były wygodne, bo pod całym domem były, było wymurowane z cegły sklepienie, ale były wygodne. I tam w tej piwnicy u nas siedzieli. Ludzie ci, co byli wysiedleni tam w Grojcu, tam byli bauery, ale to się bali jeszcze do swojego domu iść, bo nie wiedzieli jeszcze, co się stanie. To u nas tam z dziećmi byli, pełna piwnica ludzi, Matko Bosko Święta. A ja całą noc w kuchni siedziałem i przez okno, bez światła, wszystko widziałem. Tam na wschód były Głębowice, to widziałem, jak te kule świecą, jak leciały, całą noc obserwowałem. I tam takie łuki były, to tak szli takimi plutonami, jeden za drugim. A to śnieg był, a wszyscy po białemu, Niemcy po białemu ubrani, Ruscy po białemu. Widziałem - wojsko idzie, wojsko idzie, ale nie wiedziałem jakie. A tu drogą jak szli, drogą jak szli, no to też Niemcy szli, to obserwowałem: karabin niósł to stanął , zarepetował i strzelił i zaś zawiesił i zaś naprzód, zaś naprzód. I tak to było.

Czas powrotów

Ponad 600 więźniów zabitych przy wyjściu Niemców z KL Auschwitz i zmarłych wskutek wyczerpania i chorób, zostało pochowanych w zbiorowej mogile nieopodal byłego KL Auschwitz. W uroczystym pogrzebie uczestniczyły tysiące ludzi.

Wraz z ucieczką Niemców i wejściem Armii Czerwonej dla mieszkańców ziemi oświęcimskiej skończyła się wojna. Wkrótce rozpoczął się czas powrotów. Ludzie m.in. z Brzezinki, Harmęż, Pław, Boru, Rajska, Babic, Broszkowic, którzy w 1941 roku zostali wysiedleni z terenów przeznaczonych pod rozbudowę obozu Auschwitz, wracali do swoich miejsc zamieszkania. Ich domy były często zniszczone lub całkowicie rozebrane a dobytek rozkradziony. W strasznej, powojennej biedzie wszystko musieli zaczynać od zera.

Pogrzeb więźniów. Fot. Zbiory Muzeum Pamięci Mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej/Archiwum Elżbiety Baran
Fot. Zbiory Muzeum Pamięci Mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej